piątek, 14 grudnia 2012

Jeszcze bardziej świątecznie - Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu

    Moim drugim, po Krakowie, ukochanym miastem w Polsce jest Wrocław. Dużo moich dróg prowadzi właśnie tam dlatego gdy buszowałam w Internecie w poszukiwaniu ciekawych jarmarków świątecznych i dowiedziałam się, że jeden z największych jest właśnie we Wrocławiu bardzo się ucieszyłam.
     Wycieczkę zaplanowałam na weekend a właściwie w sobotę. Bardzo chciałam zobaczyć rynek i stragany jak już będzie ciemno dlatego do Wrocławia dotarliśmy na 17stą. Było wtedy bardzo zimno, pewnie około –5 stopni, które odczuwałam prawie jak –20. Na szczęście miałam rękawiczki bez palców, które kupiłam na straganach w Krakowie i które przydały się bardzo przy obsłudze aparatu.
    Bramę Jarmarku Bożonarodzeniowego zobaczyłam już z samochodu, kiedy przejeżdżaliśmy ulicą Kazimierza Wielkiego. Na początku myślałam, że targ odbywa się tylko przy ulicy Świdnickiej. Dopiero później, gdy zaparkowaliśmy samochód przy innej ulicy, okazało się, że jarmark rozciąga się na cały południowo-wschodni róg rynku. Gdy zobaczyłam wielką choinkę, przystrojoną milionem światełek, oświetlone kramiki z rękodziełem i jedzeniem byłam pod wielkim wrażeniem. Kiermasz w Krakowie (niestety) wypadł bardzo ubogo w tym porównaniu.
    Po tym, jak wpadłam już w wir ludzi, którzy spacerowali między stoiskami zobaczyłam, że niektórzy z nich mają w ręku małe, ceramiczne kubeczki w kształcie bucika. To dlatego, że we Wrocławiu, inaczej niż w Krakowie, grzane wino można zamówić właśnie w ceramicznym kubku. Kosztuje ono 9zł. Za kubek trzeba założyć kaucję (10zł), którą potem dostaje się z powrotem po wypiciu wina i oddaniu kubka. Grzaniec można zamówić w paru różnych smakach m. in. śliwkowym czy wiśniowym. Dla tych, co przyjechali na jarmark samochodem i tak też planują wrócić do domu jest gorąca czekolada z bitą śmietaną (10zł) również podana w ceramicznym kubeczku. Napoje, które ogrzeją trochę od mrozu pije się przy klimatycznych, wysokich stolikach, z których każdy ma daszek i dekorację z lampek, jemioły bądź choinki. Takich stolików wokoło baru serwującego wino było mnóstwo więc i każdy gość miał od razu wolne miejsce.
    Ze specjałów świątecznych serwowanych na wrocławskim rynku zauważyłam jeszcze Kurtoszkołacza (Kurtoszkalacza), który (jak teraz doczytuję) pochodzi z kuchni węgierskiej. Jest to słodki wypiek drożdżowy, który w formie cienkiego i długiego paska jest nawijany na drążek, rozwałkowywany i tak pieczony w piecu. Jeszcze ciepły jest następnie smarowany czekoladą i posypywany dodatkami zgodnymi ze smakiem klienta. Takie cudo kosztuje 10zł i choć widziałam budkę z Kurtoszkołaczami w Krakowie nie było przy niej kupujących. We Wrocławiu kolejka po niego była ogromna więc i my musieliśmy spróbować.
    Wypiek dostaliśmy w foliowej torebce a w rękawiczkach nie za bardzo wiedziałam jak się mam za niego zabrać. Przez chwilę pomyślałam, że zostawię go na drogę powrotną do Krakowa ale przecież wtedy byłby zimny. Po paru próbach gryzienia doszłam do tego, że zawinięte paski ciasta można odwinąć i w ten sposób bardzo wygodnie konsumować. Może kiedyś jeszcze wybiorę się po Kurtoszkołacza w Krakowie bo okazał się być dość smaczny. My wzięliśmy smak czekoladowo-orzechowy ale można dostać kokosowego, waniliowego, cynamonowego itp. Zastanawia mnie tylko jedno: co węgierski słodki wypiek robi w Polsce na targach bożonarodzeniowych? Może ktoś wie?
    Oczywiście oprócz jedzenia i picia na miejscu można było na jarmarku zaopatrzyć się w produkty “na wynos”. Do kupienia były kiełbasy, sery, miody, kołacze, czekoladki i pierniki. Muszę powiedzieć, że dwójniak (miód pitny), który kupiliśmy dla znajomych, by jeszcze przed wyjazdem do Krakowa w miłym gronie go skosztować, był przepyszny. Nie kupowałam innych produktów spożywczych z uwagi na długą drogę do domu ale oprócz miodów zwróciłam uwagę na salceson polski, kaszankę wyborową i krupniok śląski, które dumnie prezentowały się na jednym z kramików.
    W pewnym momencie przyjemna, świąteczna muzyka, która płynęła z głośników zamieniła się w niepokojący temat muzyczny, który powtarzał się wiele razy. Dopiero po krótkiej chwili zorientowałam się, że przez jarmark przechodzi parada świąteczna wiedziona przez Mikołaja, Śnieżynkę, Bałwanka i inne świąteczne postacie. Postacie te szły na szczudłach przy blasku pochodni a muzyka, którą uznałam za niepokojącą tworzyła przy tym niesamowity klimat. Robiąc zdjęcia przechodzącej Pani Zimie poczułam się jak w bajce kiedy nachyliła się nade mnie ze swoich szczudeł.
    Gdy parada przeszła i ludzie się rozeszli mogłam zająć się oglądaniem ozdób świątecznych i zbierać inspirację na prezenty. Z tych rzeczy, które zapamiętałam mogę wspomnieć o pluszowych misiach polarnych, które sprawiały wrażenie bardzo mięciutkich, o figurkach leśnych zwierząt zrobionych z trawy (chyba), które wyglądały jak żywe i o wiszącej ozdobie, która pod wpływem wiatru obracała się i tworzyła piękne światłocienie. Niestety nie udało mi się tego uchwycić na zdjęciu.
    Pomimo zimna, które przemroziło mnie “do szpiku kości” jestem bardzo zadowolona, że udało mi się zobaczyć świąteczny Wrocław. Tak jak wspomniałam tamtejszy jarmark jest dużo większy i strojniejszy niż nasz, krakowski dlatego polecam wszystkim wybrać się tam na weekendową wycieczkę. Jest jeszcze trochę czasu do świąt.
 
































 

2 komentarze:

  1. Siema
    Doskonały blog ! Super są te twoje wpisy, chętnie odwiedzę Cię jeszcze nie raz
    !

    Check out my web blog dlaczego warto stosować oczyszczalnie

    OdpowiedzUsuń